Edmund Klich, jedyny polski akredytowany przy MAK, to postać wielce tajemnicza. Na posiedzeniu komisji sejmowej powiedział, że gdy w telewizji zobaczył informację o katastrofie rządowego TU-154M, natychmiast wskoczył do samochodu i pognał do Warszawy - mimo, iż wiedział, że tej katastrofy badać nie będzie. Pan Klich był wówczas bowiem przewodniczącej Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych (wyłącznie lotów cywilnych), a zakres tej komisji nie obejmował lotów państwowych.Potem się okazało, że impulsem do wyjazdu nie była telewizja, lecz ... telefon od pana Morozowa, wiceprzewodniczący MAK (panowie znali się dobrze i od dawna). To właśnie v-ce Anodina zaproponował procedowanie wg załącznika nr 13 do Konwencji Chicagowskiej - mimo, iż jest wyraźny przepis wykluczający procedowanie na tych zasadach lotów państwowych.
Edmund Klich to, jak się wydaje, klucz do rozwiązania smoleńskiej tajemnicy. Co jeszcze o nim wiemy w związku z katastrofą smoleńską?
To on podsunął pomysł procedowania zgodnie z 13-tym załącznikiem, czyli zgodnie z wolą Rosji. To on właśnie prostestował, gdy strona polska chciała zaproponować Rosji zwiększenie liczby polskich ekspertów (!). To również on, na kilkakrotne pytania posłów w sprawie katastrofy smoleńskiej, solennie zapewniał, że strona rosyjska pracuje solidnie i zgodnie z procedurami. To on nagrywał polskich ministrów i generałów (z wyjątkiem, jak ujmująco wyznał, premiera Tuska i ministra Grabarczyka).
To o Edmundzie Klichu Minister Spraw Wewnętrznych powiedział, że być może jest on rosyjskim szpiegiem - a trzeba pamiętać, że - według Rosji - od dziesięciu lat Rosja i NATO pozostają w stanie wojny).
Edmund Klich powiedział coś, czego nie zapomnę do końca życia i żądam, aby odpowiednie organy się nad tym pochyliły: że gdyby pomiędzy I a II turą wyborów prezydenckich w 2010 r. podzielił się z Polakami swoją wiedzą o katastrofie smoleńskiej, to wyniki wyborów mogłyby być zupełnie inne. Oznacza to, ni mniej, ni więcej, że urzędnik państwowy, jakim był Edmund Klich, nie dopełnił swoich obowiązków służbowych (względnie - przekroczył takowe; to kwestia kwalifikacji prawnej czynu), a być może również - popełnił przestępstwo przeciwko wyborom powszechnym. O jaką wiedzę mogło chodzić? Przecież to oczywiste: coś, co bardzo mocno obciążało koalicję PO-PSL i, zapewne, osobiście Bronisława Komorowskiego.
Edmund Klich był praźródłem większości kłamst na temat katastrofy smoleńskiej (kto wie - może nawet wszystkich? ...), ale mówił też czasami rzeczy prawdziwe, a zadziwiające. Jak na przykład to: "Między innymi ta katastrofa w Turcji śmigłowca naszego badana jest przez Francuzów. W Niemczech żeśmy robili pewne ekspertyzy", co wskazuje, że NIE byliśmy skazani na procedowanie tej katastrofy przez Rosję.
Jeśli zaś przedrzeć się przez cały stenogram z sejmowego posiedzenia, na którym na pytania odpowiadał pan Edmund Klich, to widać przerażająco dokładnie, jakie było w polskich sferach rządzących nastawienie do badania tej katastrofy. Chodzi mi o ten fragment, gdzie Klich odpowiada na pytania dotyczące badania wraku i jego rekonstrukcji. Akredytowany (chaotycznie jak zwykle) mówi, że tak, te większe częsci złożono w obrysie wyrysowanym na ziemi, a te mniejsze - wiadomo, ktoś tam mógł je ukraść, część rodziny brały sobie na pamiątkę ... No oczywiście, przecież nawet jest taka wielka skrzynia z tymi małymi kawałkami, co to ich trochę zebrano z pobojowiska. No nie, tych małych się nie badało, bo po co, SKORO WIADOMO, CO SIĘ STAŁO? ... Gdyby było jakieś podejrzenie, że to mógł być zamach, to by się zbierało i badało, ALE PO CO? Przecież od samego początku było wiadomo, że to wina pilotów i kontrolerów lotu ...
Dla mnie DOBRA ZMIANA zacznie się wtedy, gdy Edmund Klich zostanie wezwany do prokuratury w charakterze podejrzanego.
http://smolensk-2010.pl/2010-06-27-stenogram-z-przesluchania-edmunda-klicha.html
