Gdy się czyta stare książki (choćby nawet "Trylogię", a niechby też i "Chłopi", to uderza, jak wiele osób było zaangażowanych w obsługę nawet skromnego dworu. Sama pani domu zazwyczaj bywała kobietą biegłą w pracach domowych (zarówno przyuczona przez kobieciniec domowy, jak też edukowana na pensji), ale te naprawdę wielke damy miewały ochmistrzynię, która tą potężną czasem firmą zarządzała sprawnie i dyskretnie (i, oczywiście, ze sporą stratą finansową gospodarzy...). Zostawmy magnaterię, a zajrzyjmy do dworu szlachty dość majętnej, ale miewającej problemy finansowe: kucharz (no, ostatecznie kucharka), podkuchenni lub dziewki kuchenne, stajenni, panna kredensowa, parobkowie, zarządca ... i czasem pani od parzenia kawy :)
Moja mama, urodzona tuż przed wybuchem wojny (podobnie jak ciotki czy teściowa), kobieta pracująca zawodowo, oprócz pracy na etacie musiała podołać obowiązkom domowym. Bez pralki automatycznej, zmywarki, robota kuchennego, mikrofalówki, bez pampersów (przysięgam - w tamtych czasach były zwykłe pieluszki tetrowe!), zmuszona do gotowania bielizny pościelowej, jeśli chciała mieć ją białą, nie zaś szarą, bez całego szeregu gotowych posiłków dla niemowląt, zbilansowanych od stóp aż do głowy ... a jednak dawała radę. I jeszcze robiła przetwory na zimę ... oczywiście wszystko z pomocą taty, ale jednak!
A ja ... ja, jako młoda matka, miałam już to wszystko, co ułatwia życie, a czego nie miała moja mama. Plus jeszcze ten komfort, że mogłam pójść do sklepu i wybrać dokładnie tę część zwierzęcia, którą danego dnia chciałam zrobić na obiad. Jak schab, to już pokrojony na plastry; jak drób, to podzielony na udka, podudzia, skrzydełka, piersi ze skórą lub bez ... Ryby już wyfiletowane, oskórowane, a nawet - opanierowane! ...
Oczywiście, młodzi rodzice mają najgorzej. Niemowlę MUSI być nakarmione, napojone, umyte, nakremowane, wyspacerowane, wybawione - i jeszcze przebrane wiele razy dziennie. I tzeba dbać, by nie zachorowało, trzeba się z nim bawić ... a to wszystko kosztuje. Kupuje się pampersy, kaszki błyskawiczne, zupki gotowe do odrzania, takież deserki ...
.. ale obecnie jestem WOLNA. Od kilku lat zrezygnowałam z usług służącego-piekarza i sama piekę chleb. To samo ze służącym-cukiernikiem: sama piekę ciasta i ciastka. Kupuję całe ryby i albo je filetuję, albo piekę/smażę w całości (mam ten komfort, że mężczyźni mojego życia są rybolubni). Od wielu już lat kupuję drób w całości (nawet gęsi i indyki, o kurach już nie wspominając) i dzielę je na części, co jest opcją tańszą od gotowych elementów przynajmniej o połowę. W dodatku mam korpus, który przeznaczam na rosół - czysta oszczędność! Od kiedy kupiłam maszynkę elektryczną do mielenia mięsa nie tylko mam tańsze mięso mielone, ale w dodatku wiem, z czego ono pochodzi - a to oszczędza mi pewnie sporo stresu. Pasztety mięsne robiłam nawet wtedy, gdy syn był maleńki, bo to opcja tania i kochana przez dzieciaki. Od dawna piekę i gotuję własną wędlinę - korzyść nie tylko finansowa, ale i zdrowotna. A od kiedy moja kuzynka, inżynier zarabiająca ciężkie pieniądze, poczęstowała mnie kiełbasą własnej roboty, ja też zaczęłam ją robić.
Wiem. Zaraz Państwo powiedzą: to kiedy ty, głupia babo, pracujesz i śpisz?!!! ...
Prawda jest taka, że przecież nie codzinnie robi się pasztet. Innego dnia tygodnia piekę schab, a jeszcze kiedy indziej - piekę ciasto czy chleb (chleb piekę raz na dwa tygodnie - na zakwasie - i przechowuję w lodówce. A dodatek ugotowanych ziemniaków powoduje, że zachowuje on długo świeżość).
W dodatku znajduję czas - choć zawsze kosztem jakiejś rozrywki - by zrobić przetwory, które później szalenie ułatwiają życie. Ogórki kiszone, grzybki kiszone i marynowane, papryka marynowana, pikle z ogórków i innych warzyw, kim-chi, kapusta kiszona, dżemy i powidła, własny przecier pomidorowy, grzyby suszone i kiszone itd. - tak, trzeba poświęcić trochę czasu jednorazowo, ale potem już tylko spijamy śmietankę!
To są tylko moje luźne refleksje i absolutnie nikogo nie zamierzam namawiać do robienia przetworów :)
Komentarze