Na temat decyzji Sadu Konstytucyjnego, który zadecydował o unieważnieniu drugiej tury wyborów prezydenckich w Austrii z powodu licznych nieprawidłowości, oraz analogi z wyborami samorządowymi A.D. 2014, napisano już wiele i smakowicie, ja mogę więc umyć od tego ręce. Natomiast nie mogę nie napisać o czymś, co się z kwestią wyborów wiąże immanentnie, czyli o Kodeksie wyborczym.
Zmiana Kodeksu wyborczego była uważana po tamtych wyborach za jeden z priorytetów - i bardzo słusznie. Jest to twór ułomny w najwyższym stopniu - nadmiernie szczegółowy, wewnętrznie sprzeczny, kładący nacisk na peryferia, a jednocześnie starannie omijający najważniejsze zagadnienia, takie, jak kwestie rozpatrywania zażaleń na wybory w skali całego kraju. Ja nie widzę możliwości poprawienia tej ustawy - ona musi być napisana od nowa. A przecież od objęcia urzędu przez prezydenta Dudę za chwilę minie rok; zaś od zaprzysiężenia rządu - ponad 7 miesięcy!
Nie bardzo więc rozumiem, na co PiS czeka. Na oklaski? ...
Wydawaloby się, że Prawo i Sprawiedliwość, która tak wiele osób straciła w katastrofie smoleńskiej, powinno sobie najlepiej zdawać sprawę z tego, że kadencja kadencją, a jednak wcześniejsze wybory mogą się zdarzyć zawsze. Czy nie lepiej w tak fundamentalnej i drażliwej sprawie, jak prawo wyborcze, rozpocząć prace jak najwcześniej, aby umożliwić zainteresowanym stronom consensus? ...
A jeśli PiS liczy na to, że obecnie jest partią władzy i liczenia głosów przypilnuje, to przypominam, że w samorządach nadal większość trzyma opozycja, i to totalnie zdeprawowana. Jeśli w dwóch ostatnich wyborach nie posłuchano rady Piechocińskiego, który proponował publicznie odpowiednie wyniki wyborcze, to teraz nikt już nie będzie się cackać.
Dlatego mam nadzieję, że prace nad nowym Kodeksem wyborczym ruszą jak najszybciej.
