Przyznanie literackiej nagrody Nobla Bobowi Dylanowi wzbudziło spore kontrowersje. Jedni twierdzą, że jest to już ostateczny upadek tej nagrody, a inni, że wreszcie przyszedł czas na uhonorowanie wartościowych tekstów – moja zaś skromna osoba plasuje się w tej pierwszej grupie.
Trzeba zacząć od tego, że teksty Dylana (choć na pewno wartościowe) nie bronią się same. Ich wartość polega zarówno na walorach literackich, jak i melodii, aranżacji. Dla odbioru tych wierszy ważne jest, kto śpiewa i jak śpiewa. Najzwyczajniej w świecie: one nie są bytem samodzielnym – tak, jak choćby poezja Miłosza i Szymborskiej.
Chyba jednak nawet ważniejszym argumentem przeciwko przyznaniu Dylanowi tej nagrody jest lista twórców, którzy literackiego Nobla NIE dostali. A jest to lista, która dla szacownego grona Szwedzkiej Akademii Nauk jest wprost druzgocząca. Po prostu – najlepsi pisarze na Nobla się nie załapali.
W pierwszym rzędzie oczywiście trzeba wymienić Marcelego Prousta, twórcę monumentalnej powieści „W poszukiwaniu straconego czasu”. Dzieła tak wyjątkowego, wybitnego i wiekopomnego, że – jak dla mnie – inne powieści mogłyby nie istnieć. Wiecej się dowiedziałam od Prousta, niż ze wszystkich podręczników psychologii razem wziętych! Genialny obserwator życia potrafił w dodatku swoje skrupulatnie spisywane całymi latami obserwacje przelać na papier w sposób tak fascynujący, że czyta się go z zapartym tchem.
Stanisław Lem … wiem, wiem. Twórca science-fiction. I co z tego? Każda beletrystyka jest przecież trochę bajką:) A Lem jest bez wątpienia najwybitniejszym polskim pisarzem – obok Henryka Sienkiewicza .. bo Reymont, chyba się zgadzamy, to duże nieporozumienie. Powieści i opowiadania Lema to niezwykle przenikliwa diagnoza stanu człowieczeństwa TU I TERAZ, a nie obce światy, które dla niego są tylko pretekstem! No a w warstwie językowej dzieła Lema to po prostu Himalaje.
Philip K. Dick, amerykański odpowiednik naszego Lema (choć, moim zdaniem, Lem go przewyższał o kilka długości). I podobnie jak Lem za pomocą futurystycznych sztafaży przekazywał nam wiedzę o człowieku i jego otoczeniu. Chociaż, chociaż, jak się zastanowić głębiej, to jednak autor "Człowieka z Wysokiego Zamku", "Ubika" czy "Płyńcie łzy moje, rzekł policjant" jednak należy do absolutnej pierwszej ligi, ale nie za sprawę sławnych powieści, lecz opowiadań zgromadzonych w tomie "Ostatni pan i władca". Mistrzostwo krótkiej formy, a w dodatku wizje przyszłości, z których część - niestety, niestety - właśnie się ziszcza na naszych oczach!
Anthony Burgess – człowiek, który zmienił brytyjską rzeczywistość (fakt, że niestety na niekorzyść) sfilmowaną powieścią „Mechaniczna pomarańcza”. Powieść mówi zresztą dokładnie o tym samym, o czym nasz Lem pisał w „Powrocie z gwiazd”: że żadne eksperymenty społeczne nie są w stanie zmienić natury człowieka – można nimi tylko zaszkodzić …
Nobel ominął również Michaiła Bułhakowa – a przecież „Mistrz i Małgorzata” to dzieło, nie wstydźmy się wielkich słów, ikoniczne dla wieku dwudziestego!
William Styron nie dostał nagrody, choć napisał powieści, które dosłownie wyszarpują serce po kawałeczku: „Wybór Zofii”, „Wyznania Nata Turnera” i „Pogrążyć się w mroku”.
George Orwell powinien dostać Nobla co najmniej za „Rok 1984” i „Folwark zwierzęcy” - cóż, kiedy miał wadę dyskwalifikującą go u miernot: byl "fantastą".
A przecież mamy jeszcze: Bułyczow, Huxley, Joyce, Fitzgerald i Vonnegut, Vonnegut!!! …
W tej sytuacji przyznawanie literackiej nagrody Nobla szansoniście, nawet jeśli śpiewa ładnie i pisze też niebrzydko, dowodzi po prostu, że członkowie Szwedzkiej Akademii Nauk są literackimi dzikusami.